• W ostatnim numerze
  • Numer 11-12/2008
Felietony redakcyjne © "Chrześcijanin", nr 09-10/2001
Drukuj Wyslij adres A A A  

Przekazani doktrynie

Kazimierz Sosulski

Myślę, że zauważamy, jak nasila się powszechne zamieszanie, jak coraz szybciej ulegają erozji nawet najświętsze wartości, dewaluują się autorytety i zmieniają znaczenie pojęcia rozumiane dotychczas jednoznacznie. Parlamenty, na przykład, wprowadzają ustawy zezwalające na zadawanie śmierci, gdy tego życzy sobie chory, albo zakładanie "rodzin", w których można wychowywać dzieci, choć niemożliwe (z przyczyn biologicznych) jest ich poczęcie. Nowoczesna organizacja pracy i wypoczynku, bardzo szybko następujące zmiany w wielu dziedzinach życia sprawiają, że pojawiła się kolejna choroba społeczna wywołana przepracowaniem: przewlekłe zmęczenie. Po bezprecedensowym ataku na Amerykę synonimem sprawiedliwości staje się odwet, a ludzkość, w obawie przed terrorystami rozsianymi w 60 krajach, wspólnie się modli, nie zastanawiając się, czy rzeczywiście do tego samego Boga. Z tego to względu podczas międzyreligijnych modlitw, chrześcijanie muszą taktownie pomijać imię Jezusa, aby wyznaniem: "Pan mój i Bóg mój" nie urazić żydów czy muzułmanów. I można to zrozumieć, gdy weźmie się pod uwagę polityczny i społeczny cel, jaki tym spotkaniom przyświeca - pragnienie pokoju w obliczu zagrożenia o globalnym zasięgu.

Co jednakże ma zrobić chrześcijanin ze swoją wiarą w Jezusa przy okazji codziennych kontaktów z ludźmi? Skrywać ją? Uczynić z tego sprawę wyłącznie prywatną? Jak się to ma do wielkiego nakazu misyjnego naszego Pana? Co począć ze wzbudzonym przez Ducha Świętego pragnieniem dawania świadectwa o Zmartwychwstałym? Podczas jednej z zagranicznych podróży usłyszałem taką oto historię. Pewien ewangeliczny chrześcijanin odmówił wydrukowania w swoim zakładzie poligraficznym materiałów informacyjnych dla stowarzyszenia homoseksualistów. Wyjaśnił, że nie może przyjąć zamówienia ze względu na treść i cel, jakiemu mają służyć broszury. Kłóci się to z jego przekonaniami religijnymi. Sąd ukarał go za to wysoką grzywną. Dlaczego? Jako usługodawca zobowiązany jest do "świadczenia usług dla ludności". A skoro zleceniodawca działa legalnie, to względy ideologiczne nie mogą być podstawą odmowy. To nie on, drukarz, ma oceniać. Uczynił to przecież państwowy organ rejestrujący organizację "kochających inaczej". Jak więc ma się zachować w takiej sytuacji chrześcijanin? Jeśli jeszcze raz odmówi, zostanie uznany za recydywistę i następna grzywna go zrujnuje. Czyżby jedynym wyjściem było przekwalifikowanie się na piekarza?

Kończąc tegoroczne moje rozważania o naszym duchowym życiu i pobożności, nie mogę pominąć tej bardzo istotnej, moim zdaniem, sprawy: wierności nauce Chrystusa. A do poświęcania temu zagadnieniu naszych łamów od dawna nakłania mnie zdanie ap. Pawła: "Wdzięczność niech będzie Bogu za to, że byliście niewolnikami grzechu, a staliście się z serca posłuszni względem tego wzoru nauki, któremu zosta-liście powierzeni" (Rz 6,17 BE). Skoro więc z serca staliśmy się posłuszni nauce Chrystusa, to zostaliśmy jej przekazani i podporządkowani, jej zatem mamy być posłuszni. Wygląda na to, że Boża nauka, doktryna jest podmiotem, a my - przedmiotem.

Użyto tutaj wyrazu didache - nauczanie, nauka, doktryna. W Nowym Testamencie występuje on 30 razy i dotyczy zarówno samej czynności nauczania, jak i poglądów. Znane dzieło chrześcijańskie powstałe między 50 a 150 r. po Chr. nosi właśnie tytuł "Didache" ("Nauka dwunastu Apostołów"). Jak podają słowniki, było ono wysoko cenione w pierwszych wiekach, bo oprócz chrześcijańskiej nauki etycznej zawiera wskazówki dotyczące chrztu, postów i modlitwy, Wieczerzy Pańskiej oraz podaje zasady porządku prawnego chrześcijańskich wspólnot. Mocnym jego akcentem jest napomnienie, żeby z gotowością oczekiwać na powtórne przyjście Chrystusa. O konieczności istnienia takich regulacji, wskazówek i zbioru zasad nie trzeba chyba nikogo przekonywać. Na początku swej wędrówki naród izraelski otrzymał Dekalog; nasz Pan rozpoczął swą służbę od nauczania; apostołowie i uczniowie spisywali to, co słyszeli i widzieli, by przekazać innym; powstawały listy apostolskie, w których zawarto całą Bożą doktrynę obowiązującą chrześcijan. 200 lat temu Amerykanie swój państwowy byt rozpoczęli od sporządzenia tekstu konstytucji i do dzisiaj mają do niej nabożny stosunek.

Nawet w dzisiejszym, tak bardzo zagmatwanym świecie problem nie polega na braku właściwych punktów odniesienia. Jeden istnieje zawsze - Jezus, nasz Pan i Zbawiciel. On swoim uczniom zostawił Słowo. W modlitwie arcykapłańskiej mówi: "Albo-wiem dałem im słowa, które mi dałeś, i oni je przyjęli i prawdziwie poznali, że od ciebie wyszedłem, i uwierzyli, że mnie posłałeś" (J 17,8), a potem dodaje: "Ja dałem im słowo twoje, a świat ich znienawidził, ponieważ nie są ze świata, jak Ja nie jestem ze świata" (w.14). Wiadomo, że w czasach ostatecznych szczególnie trudno będzie wytrwać w wierze. Ta trudność często wypływa z braku chęci okazywania z serca płynącego posłuszeństwa względem przyjętej nauki Chrystusowej. A przecież to my jej zostaliśmy przekazani, to ona nami kieruje, a nie odwrotnie.

Kazimierz Sosulski

Artykuł jest własnością redakcji Miesięcznika "Chrześcijanin".
Przedruk dla celów komercyjnych możliwy jest po uzyskaniu zgody redakcji oraz podaniu źródła.
Do początku strony