• W ostatnim numerze
  • Numer 11-12/2008
Felietony redakcyjne © "Chrześcijanin", nr 07-08/2001
Drukuj Wyslij adres A A A  

Ożywiany charyzmat

Kazimierz Sosulski

O człowieku, który ma dar pozyskiwania i zjednywania sobie ludzi dzięki posiadaniu szczególnych cech osobowości, sprawiających, że cieszy się on autorytetem i społecznym uznaniem, potocznie mówi się, iż ma charyzmę. Dlatego to o naszym najpowszechniej znanym prezydencie można było słyszeć i czytać, że to "przywódca charyzmatyczny". Jednak w języku religii wyraz charyzmat oznacza coś innego. Jest to szczególny dar łaski Bożej. I to znaczenie jest nam najbliższe, nam, ludziom zaliczanym do tzw. "charyzmatycznych chrześcijan", których na świecie, jak można było w lipcu br. w pewnym dokumentalnym filmie w II programie TVP usłyszeć, jest już 540 milionów. Mówiąc charyzmat, myślimy - nadprzyrodzone manifestowanie się Ducha Świętego poprzez różne dary duchowe udzielane ludziom wierzącym w Jezusa Chrystusa. Otwieramy wtedy Pierwszy List do Koryntian, 12. rozdział i tam znajdujemy na ten temat naukę apostolską. Ale nie o tym chciałem.

Zastanowiła mnie swego czasu wypowiedź ap. Pawła w Liście do Tymoteusza: "Z tego powodu przypominam ci, abyś rozniecił na nowo dar łaski Bożej [charyzmat], którego udzieliłem ci przez włożenie rąk moich" (2Tm 1,6). Apostoł spodziewał się, że Tymoteusz na nowo roznieci, albo "rozpali do żywości" - jak chce interlinearny Nowy Testament - charyzmat; że daru Bożej łaski nie pozostawi w stanie uśpienia i wystudzenia. Podstawą tego oczekiwania jest oczywisty fakt, że wszystko na tym naszym świecie zużywa się, niszczeje i wypala. Stygną najgorętsze uczucia, przeżycia i doznania. Przygasnąć mogą, a nawet zaniknąć, nadprzyrodzone uzdolnienia, jakimi Duch Święty obdarza uczniów Jezusa. Rozmyślałem zatem nad sposobami radzenia sobie z tym przykrym zjawiskiem.

Odpowiedź, oczywiście, znalazłem w dalszych słowach apostoła. "Nie wstydź się świadectwa o Panu naszym. Cierp razem ze mną dla ewangelii, wsparty mocą Boga" - brzmi pierwsza rada. Wysnuwam z tego wniosek, że wstydzenie się Chrystusa może działać jak podsufitowy zraszacz pożarniczy gaszący stopniowo i systematycznie wszelki duchowy zapał. Wstyd powodowany lękiem przed ludźmi, ich spojrzeniami i oceną, przed konsekwencjami wiary w Jezusa, przed cierpieniami i koniecznością niesienia krzyża Jezusa jest, jak się to z czasem okazuje, niebezpiecznym hamulcem. Dlatego też apostoł pisze wcześniej: "Bo nie dał nam Bóg ducha trwożliwości, ale mocy, miłości i zdrowego rozsądku".

"Wzoruj się na zdrowej nauce, którą słyszałeś ode mnie, żyjąc w wierze i miłości, która jest w Chrystusie Jezusie" - to rada druga. Apostoł ma odwagę postawić za wzór życia i postępowania samego siebie, i nadto oczekiwać, że młody Tymoteusz nie będzie "wyważał otwartych drzwi". Z uznaniem pisze troszkę dalej "Lecz ty poszedłeś za moją nauką, za moim sposobem życia, za moimi dążnościami, za moją wiarą, wyrozumiałością, miłością, cierpliwością. Za moimi prześladowaniami, cierpieniami..." (3,10-11a). Nie sądzi więc, że jego duchowy syn poszuka sobie wygodniejszego wzorca. A gdyby nawet chciał, to polecenie brzmi wyraźnie: Wzoruj się na zdrowej nauce, którą słyszałeś ode mnie.

Trzecia rada dotyczy, tak bym to nazwał, konserwacji, pilnowania. "Tego, co ci dobrego powierzono, strzeż przez Ducha Świętego, który mieszka w nas" (1,14). Strzec - to mieć pod dozorem, chronić, pilnować, opiekować się. Jak ważne są to czynności w kontekście rozpalania wygasłego paleniska wiedzą ci, którym przyszło kiedyś starać się o wzbudzenie płomienia z resztek żaru, gdy z różnych względów nie można zacząć rozpalania od nowa. Jeśli na tym ognisku płonęły materiały łatwopalne, to nikłe są szanse wzniecenia na nowo płomienia - za szybko wszystko wygasło. Jeśli natomiast palono np. twardym drewnem, to żar utrzymuje się długo i wtedy bardzo łatwo rozniecić ogień na nowo. Dlatego napotykamy w wypowiedzi ap. Pawła szczególny wyraz: depozyt, który tylko trzykrotnie występuje w Nowym Testamencie, i to w listach do Tymoteusza: 1Tm 6,20; 2Tm 1,12.14. Chodzi o depozyt wiary rodzonej przez Słowo Boże.

Swoją drogą, nieraz zastanawiałem się nad odbiorem w naszych kręgach wyrażenia "dynamiczny kaznodzieja". Dokonuje się prostego rozróżnienia. Spokojnie, rozważnie mówiący i zachowujący się - to ten nie dynamiczny. Przemawiający głośno, z werwą, z gestykulacją wyraziście demonstrującą przesłanie - to dynamiczny. Czyżby o tym mówił apostoł? Czyżby tego zabrakło Tymoteuszowi? Czyżby dynamizm i charyzma miały przejawiać się jedynie zewnętrznie, poprzez energiczny sposób głoszenia, temperament i silną osobowość? Nie sądzę. Wszak, jak swego czasu powiedział nasz Pan: "Duch ożywia. Ciało nic nie pomaga. Słowa, które powiedziałem do was, są duchem i żywotem".

Słowo Boga jest jedynym prawdziwym paliwem dla charyzmatów. Bez tego głęboko tkwiącego w człowieku depozytu, charyzmat staje się jedynie jakąś cechą osobowości, ludzką zdolnością oddziaływania.

Kazimierz Sosulski

Artykuł jest własnością redakcji Miesięcznika "Chrześcijanin".
Przedruk dla celów komercyjnych możliwy jest po uzyskaniu zgody redakcji oraz podaniu źródła.
Do początku strony