Jestem zerem
Kazimierz Sosulski
Miliardy dolarów przeznaczyły rządy wielu państw na pokonanie tzw. Problemu Roku 2000. Od kilku lat zera spędzają sen z
powiek inżynierom różnych branż oraz ludziom odpowiedzialnym za bezpieczeństwo, zaopatrzenie w energię, funkcjonowanie banków,
poczty czy telekomunikacji. Uczeni zastanawiają się, co zrobią satelity krążące w kosmosie, kiedy w ich urządzeniach
odmierzających czas pojawi się 00 zamiast 99. Czy przestarzałe komputery sterujące kilkanaście lat pracą satelitów będą
wiedziały, że nadszedł rok 2000, a nie np. 1000 lub 1900? Skutki są nieprzewidywalne. Podobnie ma się rzecz ze starymi
urządzeniami sterującymi w rosyjskich podziemnych silosach atomowych, okrętach z napędem nuklearnym czy w zapomnianych już
magazynach z bronią chemiczną albo bakteriologiczną. Nikt nie wie, jakie zastosowano tam urządzenia i czy są one odporne na
problem zer w dacie. Na 35 dni przed tą przełomową chwilą rozmaite instytucje, np. banki, z dumą ogłaszają, że są spolegliwe,
bo uporały się z już PR 2000.
Z lat szkolnych pamiętam sytuację, gdy któryś z kolegów z wyrazem zacięcia na twarzy mówi do innego: "Jesteś zero, nul,
rozumiesz?". Miała to być najcięższa obelga, dyskredytująca, poniżająca i eliminująca kogoś z dalszej gry czy współpracy. Nie
zawsze było to zgodne z prawdą, ale powiedziane publicznie sprawiało dużą przykrość. Dlatego też po latach, gdy byłem
początkującym kaznodzieją, zrobiło na mnie wrażenie opowiadanie, jakie usłyszałem od pewnego starszego wiekiem pastora, siedząc
przy stole w jego wiejskim domu.
Dwudziestoletni Janek przychodzi do swojego pastora po poradę, czy ma się ożenić z Marysią. Dziewczyna mieszka w innej
części kraju i pastor jej nie zna, więc chłopiec ją przedstawia, uwypuklając przy tym wszystkie zalety: jest ładna, gospodarna,
wykształcona, ma dobry zawód i lubi dzieci. Pastor słucha w skupieniu i w odpowiedzi na każdą z przedstawionych zalet pisze na
kartce zero. W końcu pyta: - Czy to już wszystko? - No, można jeszcze dodać, że jest lubiana ze względu na miłe usposobienie i
pomaga w opiekowaniu się osobami starszymi i chorymi w ramach osiedlowej akcji charytatywnej - uzupełnia Janek. - Czy to
wszystko? - słyszy raz jeszcze. - No, chyba tak. Ale... jest jeszcze coś, Marysia nawróciła się do Jezusa, gdy miała osiem lat.
Przyjęła chrzest w wieku lat szesnastu i razem z rodzicami należy do zboru. Wówczas pastor stawia przed zerami jedynkę i mówi:
- Twoja Marysia jest warta 10 milionów. Bo widzisz Janku, wszystkie te zebrane razem przymioty to zera. Bez jedynki to tylko
zera! Ale jeżeli jej Panem jest Jezus, to On nadaje jej życiu prawdziwą wartość. Widzę, że wybrałeś właściwą dziewczynę.
Przez kilka miesięcy w odwiedzanych przeze mnie zborach przeprowadzałem mały kaznodziejski eksperyment. Najpierw
odczytywałem fragment z Listu do Efezjan 1,3-7.
"Błogosławiony niech będzie Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa,
który nas ubłogosławił wszelkim duchowym błogosławieństwem niebios.
Wybrał nas przed założeniem świata, abyśmy byli święci
i nienaganni przed obliczem jego w miłości.
Przeznaczył nas dla siebie do synostwa według upodobania woli swojej.
Ku
uwielbieniu chwalebnej łaski swojej, którą nas obdarzył.
Mamy odkupienie przez krew jego, odpuszczenie grzechów, według
bogactwa łaski jego".
Potem pytałem słuchaczy, czy mogą potwierdzić prawdziwość tych wersetów. Nie było zboru, w którym by ochoczo nie
potwierdzono, że są to wspaniałe i prawdziwe stwierdzenia dotyczące Bożych dzieci. Sam odczytywałem ten tekst, słuchacze nie
odszukiwali w Nowym Testamencie tego fragmentu, więc nie widzieli, że pominąłem tam takie "drobiazgi" jak: w Chrystusie, w Nim
bowiem, przez Jezusa Chrystusa, w Umiłowanym, w Nim. Jakże wszyscy byli zdziwieni, gdy się okazywało, że odczytane teksty nie
są prawdziwe, bo zostały pozbawione tego, co w nich najważniejsze. Po krótkim wyjaśnieniu zalegała cisza, w czasie której
uświadamialiśmy sobie, jak bezwartościowe są wszystkie dotyczące nas twierdzenia biblijne, jeśli pozbawimy je osoby Jezusa.
Wiem, że niemodne jest dzisiaj mówienie o sobie, że się nie potrafi, że ma się jakieś obawy, że nie wiemy, czy nam się uda.
W dobie sukcesu, konkurencji i pozytywnego myślenia jest to niepożądane. Trudne do zinterpretowania dla wielu wydają się też
słowa Jezusa: "Bo beze Mnie nic uczynić nie możecie" (J 15,5c). Ale ap. Paweł, który przecież nie należał do nieudaczników,
zawsze miał świadomość, iż "wszystko może w Tym, który go wzmacnia, w Jezusie Chrystusie", że "daleko więcej pracował" niż
wszyscy inni apostołowie, "wszakże nie ja, lecz łaska Boża, która jest ze mną" - dodaje zgodnie z prawdą (1Kor 15,10). Także
lektura dwóch ostatnich rozdziałów Dziejów Apostolskich opisujących jego podróż do Rzymu na okręcie pełnym więźniów jest
pasjonująca ze względu na to, że ten niepozorny z wyglądu więzień stał się nieformalnym przywódcą 275 osób: żołnierzy,
marynarzy i więźniów. Stał się przywódcą tylko dlatego, że wiedział co robić w tych dramatycznych okolicznościach, a był dobrze
poinformowany dlatego, że Jezus posłał do niego swego anioła z instrukcjami. Także i na wyspie, po ocaleniu, nadal był aktywny
- dokładał np. chrustu do ognia, jakby nie było tam dostatecznie wielu odpowiednich do tego osiłków wśród żołnierzy czy
marynarzy. Wtedy właśnie dała znać o sobie "Jedynka". Gdy skorpion przyssał się do jego ręki, co tubylcy uznali za Bożą karę
dla jakiegoś być może mordercy, znów miał okazję przejawić się Jezus. Brak chorobowych reakcji organizmu oraz wyznanie, że to
Jezus Chrystus uzdalnia swoich uczniów do zwycięskiego życia, dały okazję do przeprowadzenia na tej pogańskiej wyspie
ewangelizacji ze znakami i cudami.
Jestem zerem - to brzmi dumnie! Zerem za Jedynką oczywiście, a nie przed nią. Jeśli sam coś mogę i potrafię, to On pomnoży
to, zwielokrotni. A jeśli nawet coś mi się nie uda, to On uzupełni brak, a następnie uzdolni, wyposaży i znów użyje. Po prostu:
z Niego, przez Niego i dla Niego.
Kazimierz Sosulski