Nasz największy przeciwnik
Kazimierz Sosulski
"Gdzież jest, o śmierci, zwycięstwo twoje? Gdzież jest, o śmierci, żądło twoje? A żądłem śmierci jest grzech, a
mocą grzechu jest zakon; ale Bogu niech będą dzięki, który nam daje zwycięstwo przez Pana naszego, Jezusa Chrystusa'. 1Kor
15,55-57
Przywykliśmy uważać, że najpotężniejszym wrogiem człowieka jest śmierć. I jest to zrozumiałe, bo nie ma na nią lekarstwa,
ona zawsze ma ostatnie zdanie. Zanim jednak nas dopadnie, czyhają inni nieprzyjaciele: choroby, cierpienia, grzech i szatan. W
naszych kręgach kościelnych dość częsty jest pogląd, że to właśnie szatan jest naszym największym wrogiem. A bierze się to
chyba stąd, że jedynie on ma postać osobową - jest kłamcą i kusicielem, jego się gromi i wygania, on nazywany jest Lucyferem,
jest wytrawnym i sprytnym przeciwnikiem, jak przystało na 'księcia tego świata'. Nie w nim jednak należy upatrywać swego
najgroźniejszego przeciwnika. Wbrew pozorom największym przeciwnikiem jest coś, na co się coraz mniej zwraca uwagi, co powoli
znika z naszego codziennego słownictwa.
Jezus przyszedł, aby...
Anioł Pana zapowiedział Józefowi, że Maria urodzi syna i nada mu imię Jezus, 'albowiem On zbawi lud swój od
grzechów jego' (Mt 1,21). Po trzydziestu latach Jan Chrzciciel, wskazując na Jezusa stojącego w tłumie, powiedział:
'Oto Baranek Boży, który gładzi grzech świata' (J 1,29). Po następnych trzydziestu latach autor Listu do
Hebrajczyków napisał: 'Tak też i Chrystus raz jeden został złożony w ofierze dla zgładzenia grzechów wielu ludzi, by
następnie ukazać się ponownie, ale już nie dla [sprawy zgładzenia] grzechu, lecz dla zbawienia tych, którzy oczekują na Jego
przyjście' (9,28 BWP). Jan Apostoł wtrąca w swoim liście: 'A wiecie, że On się objawił, aby zgładzić grzechy...' (1J
3,5). Jezus, pogromca diabła, śmierci, chorób i cierpienia, nie po to przyszedł na naszą ziemię, aby to tylko pokonać.
Jedynym jego celem było rozprawienie się z tym, co na człowieka sprowadziło nieszczęście - przyszedł rozprawić się z
grzechem. Na krzyżu Golgoty nie diabłem, śmiercią i chorobą się zajmował - tam stawał się za nas grzechem, abyśmy grzeszni
- Bożego usprawiedliwienia dostąpili, abyśmy śmiertelni - otrzymali wieczne życie.
Grzech - co to?
Dla śmierci jest żądłem, ościeniem. Dla diabła - narzędziem używanym do kuszenia i zwodzenia człowieka. Niektóre przyczyny
zachorowania i cierpienia w nim mają swoje źródło. To z jego powodu prarodzice utracili bezpośredni kontakt z Bogiem i znaleźli
się na ziemi jako ludzie o zdeprawowanej naturze, pozbawieni pierwotnej niewinności, żyjący w ciągłym poczuciu winy i świadomi
swej nieczystości. Najpierw ogarnęła ich śmierć duchowa, to wewnętrzne oddzielenie od Boga, Dawcy życia; potem nastąpiła śmierć
fizyczna jako konsekwencja tej pierwszej. Sami stworzeni na obraz i podobieństwo Boga, poczynali i rodzili dzieci już według
własnego podobieństwa. Szybko pojawiły się w pierwszej ludzkiej rodzinie tragiczne tego skutki...
Dlaczego tak groźny?
Bo jest to wrodzona postawa ustawicznego buntu wobec właściwej władzy, wobec Boga; ciągła skłonność do błądzenia - zbaczania
z właściwych ścieżek i odtrącania właściwych standardów życia; umiłowanie zła i niegodziwości; przekraczanie Bożych norm i praw
gwarantujących rodzajowi ludzkiemu bezpieczeństwo. Grzech sprawia, że wnętrze człowieka, jego serce 'jest zdradliwsze niż
wszystko i tak przewrotne, że nie da się przeniknąć' (Jr 17,9 BWP). To on pozbawia człowieka błogosławieństw Boga Ojca, a
poddaje go pod władzę 'kłamcy i mordercy'. Grzech impregnuje na dobro, na Boże sprawy, zaślepia i otumania, przynosząc pustkę i
zniszczenie. Grzech sprawia, że człowiek - przeznaczony do Bożego synostwa w Jezusie Chrystusie - znajdzie się w miejscu
wiecznych mąk przygotowanym dla diabła i jego aniołów.
Wrodzona skłonność
Niektórzy sądzą, że dlatego jesteśmy grzesznikami, bo grzeszymy. A tymczasem rzeczywistość jest inna: grzeszymy, bo jesteśmy
grzesznikami. Już Hiob pyta: 'Jak może czysty pochodzić od nieczystego? - i dodaje - Nie ma ani jednego' (14,4),
a psalmista Dawid powiedział: 'Oto urodziłem się w przewinieniu i w grzechu poczęła mnie matka moja' (51,7) i nie o
grzeszne poczęcie tu chodzi, wszak w małżeństwie jest ono święte. Chodzi o stan wrodzonej skłonności do grzechu, o grzeszność
człowieka już od urodzenia. W księdze Hioba czytam: 'To tym bardziej ohydny i zepsuty jest człowiek, który pije nieprawość
jak wodę' (15,16). Nic dziwnego, że bez wody nasz organizm nie wytrzyma tak długo, jak bez jedzenia, skoro ludzkie ciało to
aż 70% wody. Tak też wielka jest skłonność ludzkiej duszy do grzechu, skoro 'z natury jesteśmy dziećmi gniewu' (Ef
2,3).
Prześwietlanie serca
Począwszy od Ew. wg Marka 7,21-22, gdzie Jezus przedstawił swoistą diagnozę rentgenowską ludzkiego wnętrza, poprzez listy
apostolskie (Rz 1,18-32; 1Kor 6,9-10; Ga 5,19-21; Kol 3,8-9; 2Tm 3,1-7; Tt 3,2-3) poznać możemy wykazy grzechów nękających
duszę człowieka. Jest to lustro, w którym każdy może odkryć, co w nim drzemie. Jak dobrze jest codziennie konfrontować się z
tym 'rentgenem', aby poznać co w nas jeszcze musi być ukrzyżowane razem z Jezusem, w czym jeszcze upadamy, lub co nam zagraża
od środka. Lepiej robić to codziennie, zawczasu, aby w chwili słabości znać swoją 'piętę Achillesa', i nie pozwolić diabłu
wykorzystać tej skrzętnie ukrywanej skłonności.
Siedem konarów
W dzieciństwie nieraz z wielką uwagą przyglądałem się obrazkom w małej książeczce pt. 'Serce człowieka' wydanej przez
nieocenionego pastora Jana Nykla z Bostonu w stanie Massachusetts. Nie umiałem jeszcze czytać, ale robiły na mnie ogromne
wrażenie te rozmaite gady i stwory wyobrażające zło czyhające w moim dziecięcym serduszku. Z czasem mogłem zapoznać się z
opisami i pouczeniami tam zamieszczonymi. W latach 60. popularna była mała książeczka pt. 'Siedem głównych grzechów' autorstwa
Billy Grahama. Z wielkim przejęciem czytałem ją w pokoju studenckim, do dzisiaj widnieją w niej kolorowe podkreślenia, liczne
moje uwagi. Pycha, gniew, zazdrość, nieczystość, obżarstwo, lenistwo i chciwość. Siedem konarów z licznymi gałązkami. Grzegorz
Wielki w VI wieku podzielił wszystkie grzechy wymienione w Nowym Testamencie na siedem grup. Tomasz z Akwinu i większość
wybitnych teologów zgodziła się z nim i nauka o siedmiu grzechach głównych uznana została za część teologii moralnej. Ale nie o
samą teologię tu chodzi. O rozpoznanie głównego wroga naszej duszy, bez którego diabeł jest bezsilny. Nawet śmierć byłaby
bezsilna, gdyby nie grzech człowieka.
Jak się uwolnić?
Żadne treningi duchowe, żadna asceza. Nic z zewnątrz. Tylko Słowo i Duch. To jedyne skuteczne lekarstwo. Oczywiście, chodzi
o Słowo Boże, bo tylko ono ma moc odrodzić człowieka, przekształcić jego duszę, wszczepić nową, boską naturę, charakter Jezusa.
Natomiast Duch Święty przekona świat o grzechu, sprawiedliwości i sądzie - jak powiedział do swoich uczniów Pan Jezus (J 16,8).
Przekona, lecz nie potępi. To bardzo ważne wiedzieć, że Duch żywego Boga, Pocieszyciel, przekonuje grzesznika o jego tragicznym
stanie. Przekonuje tak dojmująco, że ten czuje się jak najgorszy łajdak, całkowity bankrut, często zalewa się łzami. Ale w swej
rozpaczy nie myśli o samobójstwie... Bo w tym przekonywaniu nie czuje potępienia, odrzucenia. Czuje, że zawinił wobec czystej
miłości, niewysłowionej dobroci i jest mu niezmiernie przykro, bardzo przykro. I wtedy pojawia się myśl, że Jezus, Boży Baranek
umarł za niego. To aż nieprawdopodobne! Taka miłość! Taka dobroć! Ogromna łaska! Następuje eksplozja nowego narodzenia,
pojawia się nowa rzeczywistość. Niebo w sercu: radość, miłość, pokój. I najważniejsze: pewność, że jesteśmy zbawieni, że
grzechy zostały nam przebaczone, wrzucone w głębiny morskie, oddalone jak wschód od zachodu.
To nie jest opis chwilowej euforii, zauroczenia, psychicznego odreagowania. Jest to opis niebiańskich odczuć podczas
duchowego narodzenia na nowo, narodzenia z Boga do Bożego życia. Tego nie zrozumie nikt, kto sam nie jest z Boga. Ale
musi być ten początek. 'Musicie się na nowo narodzić' - usłyszał bogobojny Nikodem. Także pobożnemu Korneliuszowi
z Cezarei na nic by się przydały jego modlitwy i hojne jałmużny, gdyby na polecenia anioła Pańskiego nie wezwał kaznodziei
Słowa Bożego. Podczas słuchania słów ap. Piotra zstąpił na niego i tych, co z nim byli Duch Święty, bo uwierzył w Jezusa jako
Syna Bożego. Chrzest w wodzie był tylko niezbędnym dopełnieniem tego, co wcześniej się stało w ich sercach. Nawrócenie,
odrodzenie, usprawiedliwienie. To wszystko z Boga, na podstawie ofiary Chrystusa za nas, z łaski przez wiarę.
Co dalej?
Trwanie w Jezusie, który stał się dla nas mądrością od Boga, sprawiedliwością, poświęceniem i odkupieniem. Trwanie w Nim
poprzez karmienie się Słowem Bożym, które jedynie nasycić może naszego złaknionego ducha. Trwanie - to także modlitwa, rozmowa
z Bogiem Ojcem. Są to szczególne chwile oddychania atmosferą nieba. Nic dziwnego, że ap. Paweł zaleca, aby się modlić bez
przestanku. Nie ma trwania bez społeczności z ludem Bożym. Koniecznie trzeba przyłączyć się do grona dzieci Bożych, by tam
wzrastać, duchowo się rozwijać, umacniać swą chrześcijańską postawę. Ale nie ma rozwoju bez ruchu - bez ewangelizowania. Jest
to naturalny odruch, że chcemy innym powiedzieć o swoim szczęściu, podzielić się swoim odkryciem. Przecież kochamy bliźniego
jak siebie samego...
Świętymi bądźcie!
Znany jest werset z Pierwszego Listu Jana: 'Dzieci moje, piszę wam to dlatego, żebyście nie grzeszyli. Jeśliby nawet ktoś
zgrzeszył, mamy Rzecznika wobec Ojca - Jezusa Chrystusa sprawiedliwego' (2,1 BT). Zastosowano tu grę słów: grzeszyć i
zgrzeszyć. To pierwsze oznacza trwanie w grzechu, drugie - przypadek, upadek, ulegnięcie pokusie. Życie chrześcijanina jest
ciągłą walką z grzechem. Jest to jakby bieg w zawodach; aby zwyciężyć, musimy pozbywać się wszelkiego ciężaru, a przede
wszystkim grzechu, który 'nas łatwo zwodzi' (Hbr 12,1 BT). Lecz ciężar ten nie znajduje się na zewnątrz, u kogoś lub
gdzieś. On czai się w nas, czyha, aby do nas przylgnąć. Stąd polecenie wyzbycia się dawnego człowieka, 'który niszczał
wskutek ulegania złym pragnieniom' (Ef 4,22 BWP), odnawiania się w umyśle i w sercu, oraz przyoblekania się w 'człowieka
nowego, stworzonego według Boga, w sprawiedliwości i prawdziwej świętości' (w. 24 BT). Jest to tzw. proces uświęcenia,
upodobniania się do Chrystusa w swojej postawie, motywacjach, pragnieniach i postępowaniu. Jeśli ktoś o tym zapomina, to
'jest ślepy, krótkowzroczny i zapomniał, że został oczyszczony z dawniejszych swoich grzechów' (2P 1,9).
Na równi pochyłej
Zawsze jestem pod wrażeniem jednego z ostatnich wersetów Biblii: 'Kto czyni nieprawość, niech nadal czyni nieprawość, a
kto brudny, niech nadal się brudzi, lecz kto sprawiedliwy, niech nadal czyni sprawiedliwość, a kto święty, niech nadal się
uświęca' (Obj 22,11). Zauważam tu jakby równię pochyłą, na której wyraźnie widać kogo ciągnie w dół, a kogo do góry; komu
zależy na Bogu, a komu na samym sobie. Miarą tu jest stosunek do grzechu; stosunek do wszystkiego, co nie jest zgodne z
objawioną wolą Bożą.
Jezus wkrótce przyjdzie wraz ze swoją zapłatą, 'by oddać każdemu według jego uczynku' (Obj 22,12). A jeśli nie zdąży
przyjść nim ja stąd odejdę, to i tak Go spotkam. Jeśli należę do Pana, jeśli jestem z niego narodzony, to zawsze zależeć mi
będzie, aby spotkanie to zostało uwieńczone słowami: 'Dobrze sługo dobry wierny! (...) Wejdź do radości Pana swego!' (Mt
25,21). Bowiem błogosławieni są ci, 'którzy piorą swoje szaty, aby mieli prawo do drzewa żywota i mogli wejść przez bramy do
miasta'.
Kazimierz Sosulski