Jak zadbać o jedność w zgromadzeniu
Słowo do grup uwielbiających
Ludmiła i Kazimierz Sosulscy
Czym jest dla nas, grup uwielbiających, granie czy śpiewanie w zborze? Czy tak do końca zdajemy sobie sprawę, dlaczego to
robimy? Na pewno lubimy muzykę i sprawia nam radość granie lub śpiew. Na pewno coś niecoś umiemy, ale ponadto też chcemy się
udzielać w muzycznym usługiwaniu zborowi. Czy zdajemy sobie sprawę jak ważnymi jesteśmy współpracownikami Ducha Świętego? Jak
istotny ma wpływ również i nasz udział na to, co wyniosą ludzie z konkretnej społeczności? Zastanówmy się nad jedną tylko
sprawą związaną z naszym usługiwaniem. Chodzi o jedność.
Budowanie jedności i trwanie w niej to coś bardzo istotnego dla każdej społeczności. Jednak tam, gdzie ludzie zgromadzają
się w imieniu Jezusa, potrzeba szczególnej jedności serca i myśli, a także wzajemnego szacunku i miłości. By taka wspólnota
ducha mogła zaistnieć, uczestniczący w prowadzeniu nabożeństwa mają za zadanie tak prezentować Boga i jego łaskę poprzez
głoszone Boże Słowo czy muzykę, by myśli wszystkich obecnych skupiły się na tym co dobre, przyjemne, pożyteczne, na tym co
pochodzi od tronu Boga i Baranka, i aby cząstka tej duchowej rzeczywistości na trwałe w nich została i ich przemieniała. Ma
więc w tym swój ważny udział również grupa osób prowadzących śpiew. Zadajmy więc sobie kilka pytań, które pozwolą nam
skontrolować nasze własne nastawienie do jakże ważnej służby.
Czy na co dzień żyję w atmosferze wdzięczności i wielbienia Boga? Czy jestem mu wdzięczny za to, że do niego należę i
że On wie o wszystkim co mnie spotyka? Czy codziennie uświadamiam sobie, jak wielka jest jego łaska, którą mi okazał w Jezusie
i jakie mogłoby być moje życie, gdyby nie uzdrawiająca moc Pana?
Czy mam pełną świadomość tego, że za zbór, a w tym także za kształt nabożeństwa odpowiada pastor wraz ze starszymi
zboru i moja służba musi przebiegać w zgodności z oczekiwaniami kierownictwa zboru? Czy wiem, że swoje pomysły powinienem
uzgadniać z przywództwem zboru i zawsze muszę być podporządkowany, a nie pełen buntu?
Czy zdaję sobie sprawę, że tak samo jak mnie, Bóg kocha także inne Boże dzieci, a więc również tych, którzy mają inne
gusty lub przyzwyczajenia w bliskiej mi dziedzinie muzyki, w szczególności tej zborowej? Czy biorę to pod uwagę, czy też wydaje
mi się, że to ja przede wszystkim mam coś w tej dziedzinie do powiedzenia?
Jeśli uważam, że w jakiejś sprawie mam rację niemal absolutną, czy mimo to staram się to sprawdzić (Boże Słowo,
modlitwa, zasięgnięcie rady dojrzałych wierzących), czy tak jest rzeczywiście, a jeżeli znajdę potwierdzenie, czy gotów jestem
szczerze i z miłością rozmawiać na ten temat z oponentem, jeśli jest taka potrzeba i możliwość? Gdy zaś trudno "się dogadać"
lub nie ma możliwości przeprowadzenia rozmowy, czy przynoszę kontrowersyjną sprawę przed Pana, dając mu miejsce na działanie,
czy też z uporem forsuję swoje?
Czy zważam na to, by pieśni, którymi służymy przypominały zgromadzonym o wielkości Boga, o ofierze Chrystusa i Jego
przebaczeniu? Nic tak nie wyzwala w nas uwielbienia i chwały dla Boga (zarówno prywatnie, jak i w zgromadzeniu), jak właśnie
uświadomienie sobie kim jesteśmy dzięki Jezusowi Chrystusowi i mocy Świętego Ducha. Przypominajmy w pieśniach dzieła Boże! Na
Nim przede wszystkim się koncentrujmy!
Czy dobieram pieśni starając się odebrać od Pana pokarm "na dzisiaj" dla mojego zboru? Mogą to być nieraz pieśni
znane od bardzo dawna, niekoniecznie przede wszystkim te, które są akurat "na topie". Musimy zatem znać różne pieśni, również
te "stare", by móc używać ich razem z najnowszymi chrześcijańskimi hitami. Chodzi o to, by nie tylko nowość stanowiła kryterium
doboru pieśni. Chodzi o to, aby umieć "dobywać ze swego skarbca nowe i stare rzeczy" (Mt 13,52).
Czy trzymam się schematów, czy też pozwalam się prowadzić Duchowi Świętemu? Schematyzmem jest, na przykład, trzymanie
się pewnych swoich kanonów, preferowanie tego, co się nam podoba ze szkodą dla czegoś innego. Może to dotyczyć jakiegoś stylu
grania na instrumencie, albo tego, że ktoś woli śpiewać np. niemal wyłącznie pieśni żywe, wesołe (albo akurat odwrotnie) i z
tych przede wszystkim korzysta. W muzyce jednak jest i piano i forte, różne też uczucia i nastroje wyraża się przy ich pomocy.
Dlatego potrzebna jest równowaga i różnorodność.
Czy ubierając się na nabożeństwo, na którym usługuję, mam świadomość tego, że jest to uroczyste spotkanie z moim
Królem, gdzie w dodatku jestem kimś, na kogo inni będą musieli patrzeć? Dzisiaj modnie jest być "na luzie", chcemy się czuć
swobodnie i wygodnie. Zanika obyczaj "porządnego" ubierania się np. do teatru. Można jednak i należy połączyć umiłowanie wygody
z dbałością o przyzwoity wygląd, by stając przed ludźmi na nabożeństwie wyglądać właściwie. Niech każdy usługujący zastanowi
się nad tym, jak jest w jego przypadku. Niech kogoś o to zapyta. Pewne sprawy, które są oczywiste dla ludzi wychowanych w
zborze mogą umykać uwagi innych, których nie edukowano w tym względzie.
Czy dbam o to, by ciągle się uczyć? Czy właściwie przygotowuję się do usługi? Czy dobrze znam melodię pieśni (tę
właściwą, zapisaną w nutach), czy też śpiewam niefrasobliwie to co mi się udało zapamiętać? Sprawdzajmy się w tym. Jeśli nie
znamy nut, uczmy się, albo korzystajmy z pomocy innych ludzi lub z odpowiednich kaset. Nie bądźmy leniwi i byle jacy.
Czy nie przesadzam, gdy chodzi o harmonię? Jeśli zborownicy lubią śpiewać na głosy, lepiej jest stosować prostszą
harmonię. Również nadmiar "jazzowania" nie jest pożądany w muzyce zborowej.
W usługiwaniu zborowi muzyką i śpiewem, nawet gdy bardzo starannie się przygotowujemy, zawsze istnieje pewien łut
niepewności, możliwość, że coś się nie uda. Wszak nie jest to "wykuty na blachę" i wielokrotnie powtarzany koncert. Jeśli coś
wyjdzie nie tak jak byśmy chcieli, czy tragizujemy, obwiniamy siebie lub szukamy, na kogo by zwalić winę? Nie róbmy tego.
Zastanówmy się rzeczowo, co i dlaczego miało miejsce, a potem "spuśćmy zasłonę milczenia". Nie przejmujmy się tak bardzo, że
ucierpiało trochę nasze "ja". Wyciągnijmy najwyżej wnioski na przyszłość, jeśli pomoże to uniknąć czegoś, czego nie chcemy.
Różne by jeszcze można zadawać sobie pytania. Ale najważniejsze jest chyba to: Czy mam świadomość tego, że moim zadaniem
jest służenie zborowi? Że jestem po to, by pomóc moim braciom i siostrom w oddawaniu chwały Bogu? Gdy stajemy przed zborem jako
grupa, to nie dajemy koncertu. Mamy prowadzić innych przed Boże oblicze. Mamy budować jedność. Niech Święty Bóg dopomoże
każdemu z nas zaangażowanemu w tę służbę pełnić ją z Bożym namaszczeniem, aby uwielbione było imię Pańskie, a ludzie mogli
poznać drogę zbawienia oraz doznawać w swoim życiu uświęcenia.
Ludmiła i Kazimierz Sosulscy