• W ostatnim numerze
  • Numer 11-12/2008
Felietony redakcyjne © "Chrześcijanin", nr 05-06/1998
Drukuj Wyslij adres A A A  

Ziarno i plewy

Kazimierz Sosulski

Dlaczego taki temat? Bo wśród wielu mów proroka Jeremiasza poruszyła mnie jedna - przeciwko prorokom, którzy nie chcieli odróżnić ziarna od plew (23,9-40). Bo od kilku lat powtarzane jest twierdzenie, że teraz Pan odnawia służbę prorocką w Kościele. Bo pojawiają się prorocy, którzy mówią o sobie, że mają usługiwanie "dla całego Ciała Chrystusa" i na cały świat "nagłaśniają" swoje wizje i przepowiednie. Szczególnie podatni na ich wpływy są ludzie młodzi, bo lubią nowości i zmiany, bo w naturze młodości jest chęć burzenia starego i tworzenie nowego świata. Dojrzali chrześcijanie, którzy już niejedno widzieli i przeżyli mówią, że jest to kolejna moda w naszym ewangelicznym chrześcijaństwie, która za jakiś czas zostanie zastąpiona innym trendem. Oczywiście, zawsze jest coś w naszej chrześcijańskiej służbie zaniedbane i należy się tym zająć, zaakcentować, ale najczęściej po pierwszej fali zainteresowania i dynamicznego wprowadzania nowego odkrycia, następuje dość mechaniczne naśladownictwo oraz przeakcentowanie wynikające z zawężenia pola zainteresowania. Przykładem jest chociażby tzw. uwielbianie. W latach siedemdziesiątych i później sam brałem udział we wprowadzaniu tego nowego elementu naszych nabożeństw. I dobrze, bo było to ożywcze tchnienie w naszą "ewangeliczną liturgię". Z czasem jednak w wielu wypadkach zagubione zostaje sedno sprawy i muzyka staje się ważniejsza niż kazanie, emocjonalizm bierze górę nad rozumną służbę Bożą, a pieśni pełne treści zastąpione zostają przez "chrześcijańską mantrę" - powtarzanie po kilkanaście razy tego samego zdania.

Takie też niebezpieczeństwo niesie ze sobą moda na "oczekiwanie Słowa od Pana" w każdej sytuacji (nie chodzi o przygotowywanie kazania). Przywódcy zborowi czy kościelni mogą mieć pokusę odłożenia na bok rozumnego (nie rozumowego) podchodzenia do zwyczajnych problemów, oczekując objawienia, słowa proroczego lub snu czy wizji, zamiast rozpoznawać sprawy uświęconym przez Słowo Boże i Ducha Świętego umysłem i rozstrzygać je zgodnie z zasadami Pisma Świętego i trzeźwego myślenia. Ludzie w zborach mogą się przyzwyczaić do tego, by wolę Bożą objawiał im ten czy ów prorok, zamiast osobiście rozpoznawać wolę Bożą dla swojego życia poprzez codzienną lekturę Pisma Świętego, osobistą modlitwę i zmaganie się z pokusami. Dla wielu nieatrakcyjne może stać się wygłaszanie lub słuchanie zwykłego kazania czy wykładu biblijnego, bo wymaga to wysiłku umysłowego, cierpliwości, systematyczności i zdrowego myślenia. Pojawić się może swoisty mistycyzm polegający na kierowaniu się przed wszystkim odczuciami i porywami serca. Ludzie stają się wtedy podatni na wszelkie manipulacje czy to sprytnych "sług Bożych", czy też po prostu przeciwnika ludzkiej duszy. Niebezpieczeństwo takie szczególnie zagraża nowo nawróconym, a szczególnie tym, którzy "w starym życiu", aby poczuć się dobrze, często potrzebowali "mocnego uderzenia", np. podniet narkotycznych. To szybko dawało im upragnione doznania. Dotyczy to też tych, którzy świat duchowy poznawali przy pomocy astrologii i wróżbiarstwa, czy innych dróg na skróty. Po nawróceniu mogą oczekiwać, że Boży słudzy na zawołanie będą im dostarczać szczególnego Słowa Pana, że staną się ich duchowymi przewodnikami, kimś w rodzaju guru. I nierozważny sługa Boży może ulec pokusie wiązania ze sobą ludzi, zapominając, że pięcioraka służba w Kościele ma "przygotować świętych do dzieła posługiwania" (Ef 4,12). Że każdy wierzący ma być "wrośnięty" w Chrystusa, nie w jakiegoś duchowego przewodnika.

"Prorok, który ma sen, niech opowiada sen, ale ten, kto ma moje słowo, niech wiernie zwiastuje moje słowo! Cóż plewie do ziarna? - mówi Pan" (Jr 23,28). W tych kategorycznych słowach Jahwe żąda, aby wyraźnie odróżnić sen od Słowa Pana. Prorocy stawali się fałszywymi zwiastunami wtedy, gdy snom i własnym wyobrażeniom nadawali rangę Bożego Słowa przez co "zacierali w pamięci słuchaczy imię Boga". Postępowanie takie nazwane jest "gardzeniem Słowem Pana" i kierowaniem się "uporem swojego serca". Jeremiasz nie potępia proroczych snów jako takich, mogą być one przecież sposobem przekazywania prorokowi Bożych myśli, lecz sprzeciwia się podawaniu ich jako Słowa od Pana. Porównane jest to do zboża, które - jak wiadomo - w okresie dojrzewania nie dzieli się jeszcze na ziarno i plewy. Wszystko jest zielone, rozwija się i we właściwym czasie wyda dojrzałe ziarna. Dopiero podczas żniw widać wyraźnie, że na polu stoją żółte źdźbła ze zwisającymi ciężko kłosami. Pod palcami można w nich wyczuć twarde, dojrzałe ziarno chronione jeszcze przez to, co za chwilę stanie się plewą. Podczas młócki ziarno oddzielone zostanie od tego, co jest już martwe, sztywne i szorstkie. Wsypie się je do worków i odda do młyna. Na placu zostanie sterta słomy i mało przydatnych plew, których zawsze jest o wiele więcej niż ziarna. Dlatego ap. Paweł unikał opisywania tego, co widział i słyszał w trzecim niebie, może napisałby wtedy grubą powieść, a nie zwięzłe listy. Uważał, że takie przeżycia są dane tylko jemu, jego zaś zadaniem jest przekazywanie treści otrzymanego tam Bożego Słowa.

Znamy chyba to wydarzenie, gdy na pytanie króla Achaba: "Czy mam wyruszyć na wojnę pod Ramot Gileadzkie, czy też mam tego zaniechać?" (1Krl 22,6), czterystu proroków Pana odpowiedziało: "Wyrusz, a Pan wyda je w rękę króla". Na szczęście Jehoszafat, król judzki zapytał wtedy: "Czy nie ma tutaj jeszcze jakiegoś proroka Pana, abyśmy i jego zapytali?" (w. 7). Owszem był, ale niezbyt lubiany, bo "nie zwiastuje mi nigdy nic dobrego, a tylko zło" - wyjaśnił Achab. Micheasz wypowiedział uczciwie Słowo od Boga i za tę wypowiedź został uderzony w twarz przez "konkurencję". Niestety, a może "stety", to on miał rację, a nie tych czterystu proroków podatnych bardziej na plewy niż ziarno.

Jeremiasz był prorokiem Boga żywego. Od pierwszej chwili swego powołania wiedział, że będzie słupem żelaznym i murem spiżowym przeciwko królom judzkim, książętom, kapłanom i całemu ludowi. W trakcie służby boleśnie odczuwał swoje posłuszeństwo Słowu Bożemu, narzekał na swój los człowieka skłóconego z całym światem, na - jak to określił - samotne siadanie pod ciężarem ręki Pana. Ale dzięki swej wierności Słowu Bożemu, dzięki uczciwemu głoszeniu tego, co powiedział Pan, a nie tego co przyniosły mu własne myśli czy odczucia, mógł być drogowskazem dla całego narodu w czasach trudnych i pełnych zamieszania.

Kazimierz Sosulski

Artykuł jest własnością redakcji Miesięcznika "Chrześcijanin".
Przedruk dla celów komercyjnych możliwy jest po uzyskaniu zgody redakcji oraz podaniu źródła.
Do początku strony