Patrzcie, czuwajcie, módlcie się
Kazimierz Sosulski
Stwierdzenie, że są to już ostateczne czasy brzmi dziś właściwie jak truizm. I do tego stopnia zobojętnieliśmy na powtórne
przyjście Chrystusa, że niewielkie jest zapotrzebowanie na kazania na ten temat. Dobrze sprzedają się jedynie książki o posmaku
katastroficznym. Przyczyniło się do tego zbyt długie oczekiwanie, bo - jak to powiedział Salomon - "Nadzieja długa wątli
serce..." (Prz 13,12 BG). Jednakże nas, uczniów Chrystusa, obowiązuje nieustanna czujność, bo czy Pan przyjdzie, czy też my
odejdziemy, i tak skończy się dla nas czas doczesny.
W tym numerze zamieszczamy kazanie wygłoszone w słoneczną czerwcową niedzielę na stadionie sportowym w Krakowie podczas
okręgowego kongresu zborów zielonoświątkowych. Nie miało ono wydźwięku katastroficznego, mimo że kaznodzieja mówił o strasznych
oznakach zbliżającego się końca świata. I nikt się wtedy nie spodziewał, że za kilkanaście dni 1250 miejscowości odczuje skutki
powodzi tysiąclecia i ucierpi ponad milion trzysta tysięcy ludzi; że zatrzęsie się ziemia we włoskiej Umbrii pozbawiając
domostw 40 tysięcy ludzi, zabijając kilkanaście osób, w tym cztery osoby fragmentami fresku św. Mateusza w bazylice św.
Franciszka w Asyżu - miejscu synkretystycznych spotkań wielkich religii monoteistycznych świata; że wybuchnie ogromny pożar
lasów tropikalnych w Indonezji, co zanieczyściło powietrze w całej południowo-wschodniej Azji i spowodowało katastrofę samolotu
pasażerskiego. W chwili powstawania tego felietonu wiele się mówi o 110 milionach min przeciwpiechotnych, które corocznie
zabierają życie około 10 tysiącom ludzi - głównie cywilom - a 15 tysięcy czynią kalekami. Gdyby dziś zakazano ich produkcji,
trzeba by 1000 lat i 30 miliardów dolarów, by rozbroić te, które już rozmieszczono. Okazuje się też, że w dwudziestym wieku
zostało zamęczonych na śmierć za wiarę w Chrystusa więcej ludzi niż w okresie poprzednich dziewiętnastu stuleci. Jak podaje
World Mission Digest, w "oświeconym" dwudziestym wieku liczba męczenników sięgnęła sto milionów. Liczba odnotowanych przypadków
prześladowań rośnie; szczególnie po upadku komunizmu w byłym Związku Radzieckim.
Jezus powiedział, że będziemy w nienawiści u wszystkich dla imienia Jego, ale kto wytrwa do końca, ten
będzie zbawiony (Mk 13,13). I zaraz potem dodał: "Patrzcie, czuwajcie i módlcie się..." (w. 33 BG). Obowiązkiem naszym jest
więc pilne obserwowanie - bez lęku i przerażenia - tego, co się wokół dzieje. Prasa, telewizja, radio dostarczają mnóstwa
informacji, ale trzeba umieć zachować wrażliwość na wychwycenie tego, co najważniejsze. Obserwować po to, by móc czuwać.
Powinniśmy mieć postawę sługi, który działa i - mimo codziennych obowiązków - czuwa. By jednak móc czuwać i działać
jednocześnie, potrzeba modlitwy. Jedynie ona może nas uzdolnić do czuwania podczas działania. Apostolskie zachęty, by bez
przestanku się modlić możliwe są do zrealizowania zwłaszcza przez tych chrześcijan, którzy wiedzą co to jest "modlitwa w
Duchu". Encyklopedie podają, że takich chrześcijan gwałtownie przybywa, jest już nas blisko pół miliarda. A gdybyśmy tak
jeszcze wszyscy zechcieli skutecznie wykorzystywać ten potencjał modlitwy "w Duchu"? Gdyby tak "pełni Słowa Bożego i modlitwy w
Duchu" chrześcijanie zaczęli zdobywać dusze dla Chrystusa? Tygodnik "Polityka" zamieścił artykuł pt. "Śnieżna kula" - o
zielonoświątkowcach z Ameryki Łacińskiej, którzy po swym nawróceniu stają się misjonarzami wśród swoich sąsiadów. Czują się
odpowiedzialni za życie bliźnich, za swoją wspólnotę, za własne życie. Gdy przemieniła ich Ewangelia, porzucili alkohol,
narkotyki, wszelką niemoralność. Stali się rzecznikami Ewangelii, bo ma ona moc zbawić ich najbliższych. To właśnie sprawia, że
zbory zielonoświątkowe powstają i rozwijają się jak śnieżna kula.
A może by tak i tu w Polsce wziąć się za solidne traktowanie codziennej lektury Pisma Świętego i
modlitwy? Czy mamy inne wyjście, skoro od tego, komu wiele dano, wiele będzie się wymagać? Jezus przecież zapowiedział, że ten
sługa, który znał wolę swego pana i nic nie przygotował, odbierze więcej razów. Niech każdy z nas postanowi sobie, że od teraz,
może od nowego roku, zacznie uważniej patrzeć, lepiej czuwać i więcej się modlić?
Kazimierz Sosulski