Zbigniew Sobczuk
Kazimierz Sosulski
W poniedziałek 17 marca br. z przykrością dowiedzieliśmy się, że około siódmej rano tego dnia do wieczności odszedł nasz
brat i przyjaciel, Zbigniew Sobczuk. W listopadzie tego roku ukończyłby 47 lat, ale już teraz dane mu jest przebywać na "niwach
spokojnych" u swego Pana, któremu służył przez 14 lat. W uroczystości pogrzebowej, która odbyła się 19 marca na cmentarzu w
Bielsku-Białej, oprócz najbliższych udział wzięło kilkaset osób z miejscowego zboru "Filadelfia", wielu jego byłych
współpracowników, znajomych i przyjaciół. Nabożeństwo żałobne prowadził diakon Paweł Kościukiewicz, a Słowem Bożym służyli:
pastor Andrzej Luber z Ustronia (w kaplicy cmentarnej) i prezb. Michał Hydzik (nad grobem).
Zbigniew Sobczuk urodził się 15.11.1950 roku w Krasnymstawie w rodzinie chłopskiej. Jego dzieciństwo nie należało do
najszczęśliwszych. Po ukończeniu Liceum Ogólnokształcącego rozpoczął studia w Wyższej Szkole Inżynierskiej w Lublinie, które
ukończył w roku 1972. W tym też roku ożenił się z Teodorą Garbal. Zamieszkali w Świdniku, gdzie pracował jako technolog w WSK.
Po pięciu latach, wraz z córkami Elizą i Agnieszką, przeprowadzili się do Bielska-Białej, gdzie Zbyszek podjął pracę w FSM-ie.
Kiedy w 1983 roku ich starsza córka poważnie zachorowała, zaczęli rozpaczliwie poszukiwać wyjścia z tej sytuacji. Dzięki
modlitwom zboru w Bielsku-Białej i Słowu głoszonemu przez br. Andrzeja Lubera ich córka została cudownie uzdrowiona. To
spowodowało, że Zbyszek i Teodora nawrócili się do Jezusa, przyjęli chrzest i przyłączyli się do Zboru "Filadelfia". Jezus
zabrał od Zbyszka nałóg palenia papierosów i uzależnienie od alkoholu.
Brat Zbigniew przez dłuższy czas prosił Boga o chrzest w Duchu Świętym, lecz nie otrzymywał daru mówienia innymi językami.
Bardzo tego pragnął i czekał na to przeżycie ponad rok. Aż na jednym z nabożeństw rozległ się jego donośny głos wielbiący Boga
w innym języku. Otworzyło go to na służenie Bogu w wieloraki sposób. Modlił się z ludźmi pragnącymi przeżyć chrzest w Duchu
Świętym i Bóg błogosławił jego usługiwanie - zapraszany był też do innych zborów, by modlić się z ludźmi o chrzest w Duchu
Świętym. Brał udział w wyjazdach zborowych grup misyjnych do więzień i ośrodków odwykowych dla alkoholików, służył jako lider
grupy domowej, był kaznodzieją, duszpasterzem, członkiem Rady Starszych, a w 1988 roku został powołany przez Naczelną Radę
Kościoła na diakona, jako jeden z dwóch II pastorów w zborze "Filadelfia". Wraz z żoną przez trzy kolejne lata brał udział w
organizowaniu kolonii dla dzieci. Przez półtora roku dojeżdżał do nowo powstającego zboru w Żywcu. W tym czasie ukończył też
dwuletnie Zaoczne Seminarium Teologiczne w Ustroniu. A wszystko to robił nadal pracując zawodowo.
Wielu członków zboru "Filadelfia" w Bielsku-Białej nawróciło się dzięki jego odważnemu świadectwu o Jezusie składanemu
czasem w samochodzie, czasem na ulicy lub w domu. Mimo że był chory, nie obnosił się ze swym cierpieniem. Emanował
serdecznością, życzliwością i zawsze był uczynny. Sił do swej służby nabywał w bliskiej społeczności z Bogiem. W wolnych
chwilach wychodził na pobliskie pola, aby się modlić, rozmawiać ze swoim Panem. To właśnie było siłą napędową również w jego
służbie prowadzenia zborowego śpiewu i uwielbiania. Do służby tej przywiązywał wielką wagę, szczególnie po serii wykładów
biblijnych prowadzonych przez prezb. Michała Hydzika. "Dziś zdajemy sobie sprawę - mówi pastor zboru "Filadelfia", prezb.
Edward Lorek - że choć już bez niego śpiewamy pieśni, których nas uczył, jak na razie nie widać nikogo kto by tak głośno i
zdecydowanie był w stanie zawołać: Alleluja!" W tej służbie bratu Zbyszkowi towarzyszyły jego dwie córki, które nadal
zaangażowane są w pracę muzyczną zboru "Filadelfia" i Kościoła.
W pamięci zborowników pozostaną w pamięci słowa Psalmu 47,2.6: Wszystkie narody klaskajcie w dłonie! Wykrzykujcie Bogu
głosem radosnym. (...) Wstępuje Bóg wśród radosnych okrzyków, Pan przy odgłosie trąb, cytowane nieraz przez brata Zbigniewa,
który co niedziela radośnie wzywał wszystkich do wdzięcznego uwielbiania Pana. Często kończył nabożeństwo pieśnią, której słowa
miały być zachętą na drodze życia każdego z nas:
Zaufaj Panu sercem swym,
Nie lękaj się pójść Jego drogą,
Pamiętaj o Nim zawsze
na wszystkich drogach swych,
On miłością chroni cię.
Kazimierz Sosulski