Głoś Słowo
Kazimierz Sosulski
Nie ulega wątpliwości, że żyjemy w czasach, gdy każdy z nas bombardowany jest ogromną ilością
informacji - czy to przez telewizję, radio, prasę, czy też przez dostęp do sieci internetowej. Dzisiaj jakaś wiadomość znana
jest w najdalszych zakątkach świata już w kilka godzin, gdy np. trzeba było dwóch dni, by dotarła do Anglii informacja o wyniku
bitwy pod Waterloo. Ze zdziwieniem czytamy o wielotygodniowych rozmowach czterech przyjaciół Hioba. Natłok informacji
uniemożliwia zastanowienie się, refleksję, a to wywołuje zobojętnienie na sprawy naprawdę ważne, sprzyja powierzchowności.
Coraz mniej czyta się książek - uczniowie i studenci wolą korzystać z "bryków", omówień arcydzieł literatury światowej, zamiast
się w nich rozsmakowywać. Coraz powszechniejsza staje się "kultura pisma obrazkowego", komiksy i kolorowe ilustracje mają
większe wzięcie niż słowo pisane, telewizja odzwyczaja człowieka od myślenia, a przyzwyczaja do biernej konsumpcji
przygotowanej wcześniej papki. Stępia wrażliwość poprzez serwowanie obok siebie rzeczy ważnych i nieważnych, pożytecznych i
szkodliwych. Człowiek staje się bezwolnym odbiorcą, tuczonym niczym karmiona mechanicznie gęś, na siłę. Można się od tego
wyzwolić, nie poddać się, ale trzeba posiadać antidotum, odtrutkę. Od prawieków jest nią - SŁOWO BOGA. Tylko Słowa żywego,
prawdziwego Boga, objawionego w Jezusie Chrystusie, Słowo ożywione przez Ducha Świętego jest jedynym skutecznym lekarstwem dla
duszy współczesnego człowieka.
Przypuszczam, że wielu kaznodziejów staje przed problemem doboru właściwej formy dotarcia z przesłaniem
Bożego Słowa do coraz bierniejszego słuchacza. Z tego względu niezwykle aktualne wydaje się być polecenie przekazane przez
apostoła Pawła swemu "synowi w wierze" - Tymoteuszowi: "Głoś Słowo" (2Tm 4,1-4). Podczas wykładów na temat uwielbiania
zapytałem w kilku zborach, którą część nabożeństwa chrześcijańskiego: kazanie, modlitwa, uwielbianie uważają za najważniejszą?
Najczęściej wymieniono uwielbianie, raz podano modlitwę, i raz - kazanie. Dopiero po krótkim komentarzu zgromadzeni godzili się
z poglądem, że rzeczywiście na nabożeństwie wśród wszystkich ważnych części najważniejsze jest głoszenie Słowa Bożego. Przecież
tym Słowem Bóg stworzył świat, mocą swego Słowa Bóg podtrzymuje świat w istnieniu, Jezus - to Słowo, które stało się ciałem,
Słowem Pan nas zbawia, przemienia, buduje wśród nas swoje Królestwo, Słowo jest źródłem naszych modlitw i uwielbiania. Czasem
możemy się zapędzić w eksponowaniu jakiejś jednej tylko prawdy pomijając wartość całego Słowa. A tymczasem pokarmem dla ducha
człowieczego jest jedynie czyste, prawdziwe Słowo samego Boga. Nie muzyka, śpiew, świadectwa, proroctwa i wizje, które
wypływają ze Słowa Bożego i mogą je co najwyżej potwierdzać, być dla niego akompaniamentem. Pokarm ten znajduje się tylko i
wyłącznie w Biblii, którą należy czytać ze zrozumieniem jej oryginalnej myśli (stąd konieczność egzegezy!), z przeżywaniem
obecności Ducha Świętego we własnym życiu, z praktycznym stosowaniem jej w naszej codzienności.
Treścią każdego kazania ma być więc tylko Słowo Boga. Apostoł Paweł mówi, że kaznodzieja ma "stanąć
obok w porę i nie w porę" by móc "zawstydzić, potępić i zachęcić w całej wielkoduszności i nauczaniu"*. Chyba zdajemy sobie
sprawę z tego, jak ogromna kryje się tutaj odpowiedzialność kaznodziei. Ma on być filarem (Ga 1,9), murem spiżowym, warownym
(Jr 15,19-20), będzie poddany surowszemu osądowi (Jk 3,1). Musi więc mieć czas na studiowanie Biblii, czas na modlitwę.
Zborownicy winni się zatroszczyć o to, by pastor miał pieniądze na konkordancje, słowniki i atlasy. Dobrze też jest mieć
otwarte oczy na problemy życia i nie zasklepiać się tylko w swoim religijnym światku, bo stworzymy enklawę "świętych i
duchowych" posługujących się niezrozumiałym żargonem.
W cytowanym fragmencie apostoł Paweł mówi także o nadejściu czasów, gdy słuchacze nie zniosą zdrowej
nauki, "ale według własnych pożądań będą sobie dosypywać nauczycieli, dając sobie drapać słuch" (4,3)*.
Zastanawiałem się dlaczego w oryginale użyto wyrazu, który przetłumaczyć można jako "dosypywanie" sobie nauczycieli. Odpowiedzi
może udzielić sam apostoł Paweł. Mówi on: "Gdy tego będziesz braci nauczał, będziesz dobrym sługą Chrystusa Jezusa, wykarmionym
na słowach wiary i dobrej nauki, za którą poszedłeś" (1Tm 4,6). Nauka Bożego Słowa jest pokarmem, który można sobie "doprawiać"
poprzez wyszukiwanie nauczycieli łechtających ucho mitami i bajkami imitującymi duchowe wartości. Czytałem niedawno relację z
wizyty w niebie, gdzie jeden z wziętych współczesnych "proroków" w stanie zachwycenia, za przyzwoleniem "obecnego" tam Jezusa
przeprowadził rozmowę z apostołem Pawłem. Po wymianie grzeczności Paweł odpowiadał obszernie na zadane mu pytanie: "Co
powiedzieć mojemu pokoleniu; ludziom, którzy będą pomagać nam w walce?" Czyżby autor, redakcja oraz czytelnicy tych "duchowych
rewelacji" nie byli świadomi tego, że swego czasu sam Paweł nie powtórzył tego, co usłyszał podczas zachwycenia do trzeciego
nieba, oraz że Bóg zabronił kontaktowania się ze zmarłymi i dopytywania się ich o swój los? Zakrawa to na spirytyzm.
Kaznodzieje narażeni są na pokusę "uatrakcyjniania" swego głoszenia i służby, "doprawiania" odwiecznych
Bożych prawd. Nie dajmy się zwodzić. Prawdziwe Słowo Boże zawsze jest atrakcyjne - trzeba je tylko znać i zgłębiać. Słuchacze
mają prawo domagać się, by karmiono ich zdrowym Słowem Bożym, bo tylko ono pomoże nam przetrwać coraz trudniejsze czasy.
Kazimierz Sosulski
* przekład interlinearny