Uporządkuj swój dom
Kazimierz Sosulski
Okres noworoczny to nie tylko zabawa i odpoczynek, ale także ciężkie zmaganie się z bilansem, podsumowywanie spraw
minionych. Takie okresowe remanenty są uciążliwe, lecz konieczne - pozwalają ocenić rzeczywistą kondycję firmy czy danego
przedsięwzięcia. W naszym życiu także musimy robić takie okresowe remanenty, bo zapędzeni, pochłonięci codzienną aktywnością
zapominamy, że w każdej chwili możemy opuścić ten świat.
Dwie są przyczyny, które nakłoniły mnie do podjęcia tego tematu. Po pierwsze, w tym numerze wspominamy aż dwie drogie naszej
społeczności kościelnej osoby, które - według nas - odeszły za wcześnie. Po drugie, zastanowił mnie tekst omówiony na
grudniowym posiedzeniu Naczelnej Rady Kościoła przez prezb. Mieczysława Czajko z 2 Królewskiej 20,1-6. Jest tam mowa o wizycie
proroka Izajasza u chorego króla Hiskiasza. Postaram się tu streścić to rozważanie.
Otóż - jak stwierdził M Czajko - w naszym kaznodziejstwie pomijany jest temat cierpienia i śmierci; traktowany jakby
wstydliwie, bo zbyt ekspansywna jest ewangelia kultu doczesności, a uznawanie wartości cierpienia traktowane jest jako przejaw
małej wiary. Głosiciele ewangelicznego hedonizmu jakby zapominają o słowach ap. Pawła: Jeśli tylko w tym życiu pokładamy
nadzieję w Chrystusie, jesteśmy ze wszystkich ludzi najbardziej pożałowania godni (1Kor 15,19). Jeśli zdarza im się chorować,
cierpieć, to ukrywają raczej te fakty przed domownikami wiary. A przecież Piotr wiedział jaką śmiercią uwielbi Boga (J 21,19),
Paweł śmierć nazywa zyskiem (Flp 1,21). Wcale nie neguje to prawa, przywileju modlitwy o uzdrowienie. Hiskiasz, gdy dowiedział
się, że umrze, gorliwie się modlił i Pan dodał mu piętnaście lat.
Niewiele się też głosi o powtórnym przyjściu Pana i o konieczności przygotowaniu się na tę chwilę. Zaś przygotowanie do
wieczności to także przygotowanie na śmierć fizyczną. A przecież zadaniem kaznodziei Słowa Bożego jest przygotowanie do
wieczności zarówno siebie, jak i innych. Spotykamy wierzących, którzy w obliczu śmierci, a więc przejścia do wieczności,
wpadają w panikę, bo i sami się nie przygotowali, i inni im w tym nie pomogli. Są też tacy, którzy mimo długotrwałego
cierpienia swoją śmiercią wielbią Boga, bo się do niej przygotowali i pomogli im w tym inni.
Tyle mniej więcej usłyszeliśmy na rozpoczęcie posiedzenia. Jakie stąd wnioski? Być może dobrze będzie, jeśli każdy z nas
zada sobie pytanie: Od czego w takim razie ja mam zacząć? I najprawdopodobniej dojdziemy do wniosku, że najpierw od rachunku
sumienia. Czy czasem nie jestem winny wobec Boga i ludzi? Takie okresowe "remanenty" robimy zazwyczaj podczas Wieczerzy
Pańskiej. Gdyby się coś jednak ukryło, pamiętajmy, że grzech twój znajdzie cię. Szczere upamiętanie, wyznanie grzechów,
naprawienie szkód sprawi uporządkowanie osobistego ołtarza - jak to kiedyś określił Billy Graham. Istnieje także ołtarz
rodzinny, małżeński. O ileż to spraw należy się zatroszczyć, aby płonął na nim ogień Bożej miłości? Jakże często ludzie
znajdujący się u kresu życia żałują, że nie poświęcili więcej czasu i serca swoim najbliższym. Przypomina mi się napomnienie
Apostoła: Przeto, póki czas mamy, dobrze czyńmy wszystkim, a najwięcej domownikom wiary (Gal 6,10).
A sprawy społeczne, zawodowe, zborowe? Czy wszystko jest w takim porządku, że możemy stanąć przed Nim bez bojaźni?
Pewien bliski mi kaznodzieja głosił kiedyś kazanie ha temat: "Przygotuj się na spotkanie twojego Boga" (Am 4,12) Podczas
głoszenia odczuł, że kieruje to Słowo właściwie do jednej tylko osoby, pewnej siostry w średnim wieku, i zrozumiał, że w ten
sposób Bóg przygotowuję ją na śmierć. Nie mógł powstrzymać się od łez, które towarzyszyły dalszemu głoszeniu. Od tej też chwili
otoczył tę kobietę szczególną opieką duszpasterską. Była to wdowa dopiero od kilku lat znająca Chrystusa jako swego Pana,
ciężko zraniona przez życie, rozżalona na ludzi. Po kilku miesiącach nagle znalazła się w szpitalu, gdzie zmarła po dwóch
tygodniach. Opiekowała się nią wtedy jej rodzona siostra, odwiedzał duszpasterz. Chora cierpiała niewymowne męki, ponieważ był
to rak narządów wewnętrznych. Ale w pokoju szpitalnym była świadectwem żywej wiary w Chrystusa. Jej pewność zbawienia, zaufanie
Bogu, miłość do ludzi wzbudzała zdumienie innych chorych. Podczas wizyt duszpasterskich oni też chcieli słuchać tego, co
słuchała ta siostra - fragmentów Pisma Świętego, uczestniczyli w modlitwach. Widząc to wszystko, jej siostra także doprowadziła
do porządku swe życie, pojednała się z ludźmi, naprawiła wyrządzone krzywdy, Bóg przywrócił jej radość w Duchu Świętym. I
dobrze, że nie zwlekała, bo za pół roku sama znalazła się w tym szpitalu i wkrótce też odeszła do wieczności.
Czasem potrzebny jest silny bodziec zachęcający człowieka do przygotowania się na wieczność. Hiskiaszowi w jego śmiertelnej
chorobie Boży prorok przyniósł Słowo Pana: Uporządkuj swój dom, gdyż umrzesz, a nie będziesz żył. Sądzę, że darowanie mu
piętnastu dalszych lat życia nie anulowało polecenia uporządkowania wszystkich swoich spraw.
Kazimierz Sosulski