• W ostatnim numerze
  • Numer 11-12/2008
Felietony redakcyjne © "Chrześcijanin", nr 01-02/1997
Drukuj Wyslij adres A A A  

Uporządkuj swój dom

Kazimierz Sosulski

Okres noworoczny to nie tylko zabawa i odpoczynek, ale także ciężkie zmaganie się z bilansem, podsumowywanie spraw minionych. Takie okresowe remanenty są uciążliwe, lecz konieczne - pozwalają ocenić rzeczywistą kondycję firmy czy danego przedsięwzięcia. W naszym życiu także musimy robić takie okresowe remanenty, bo zapędzeni, pochłonięci codzienną aktywnością zapominamy, że w każdej chwili możemy opuścić ten świat.

Dwie są przyczyny, które nakłoniły mnie do podjęcia tego tematu. Po pierwsze, w tym numerze wspominamy aż dwie drogie naszej społeczności kościelnej osoby, które - według nas - odeszły za wcześnie. Po drugie, zastanowił mnie tekst omówiony na grudniowym posiedzeniu Naczelnej Rady Kościoła przez prezb. Mieczysława Czajko z 2 Królewskiej 20,1-6. Jest tam mowa o wizycie proroka Izajasza u chorego króla Hiskiasza. Postaram się tu streścić to rozważanie.

Otóż - jak stwierdził M Czajko - w naszym kaznodziejstwie pomijany jest temat cierpienia i śmierci; traktowany jakby wstydliwie, bo zbyt ekspansywna jest ewangelia kultu doczesności, a uznawanie wartości cierpienia traktowane jest jako przejaw małej wiary. Głosiciele ewangelicznego hedonizmu jakby zapominają o słowach ap. Pawła: Jeśli tylko w tym życiu pokładamy nadzieję w Chrystusie, jesteśmy ze wszystkich ludzi najbardziej pożałowania godni (1Kor 15,19). Jeśli zdarza im się chorować, cierpieć, to ukrywają raczej te fakty przed domownikami wiary. A przecież Piotr wiedział jaką śmiercią uwielbi Boga (J 21,19), Paweł śmierć nazywa zyskiem (Flp 1,21). Wcale nie neguje to prawa, przywileju modlitwy o uzdrowienie. Hiskiasz, gdy dowiedział się, że umrze, gorliwie się modlił i Pan dodał mu piętnaście lat.

Niewiele się też głosi o powtórnym przyjściu Pana i o konieczności przygotowaniu się na tę chwilę. Zaś przygotowanie do wieczności to także przygotowanie na śmierć fizyczną. A przecież zadaniem kaznodziei Słowa Bożego jest przygotowanie do wieczności zarówno siebie, jak i innych. Spotykamy wierzących, którzy w obliczu śmierci, a więc przejścia do wieczności, wpadają w panikę, bo i sami się nie przygotowali, i inni im w tym nie pomogli. Są też tacy, którzy mimo długotrwałego cierpienia swoją śmiercią wielbią Boga, bo się do niej przygotowali i pomogli im w tym inni.

Tyle mniej więcej usłyszeliśmy na rozpoczęcie posiedzenia. Jakie stąd wnioski? Być może dobrze będzie, jeśli każdy z nas zada sobie pytanie: Od czego w takim razie ja mam zacząć? I najprawdopodobniej dojdziemy do wniosku, że najpierw od rachunku sumienia. Czy czasem nie jestem winny wobec Boga i ludzi? Takie okresowe "remanenty" robimy zazwyczaj podczas Wieczerzy Pańskiej. Gdyby się coś jednak ukryło, pamiętajmy, że grzech twój znajdzie cię. Szczere upamiętanie, wyznanie grzechów, naprawienie szkód sprawi uporządkowanie osobistego ołtarza - jak to kiedyś określił Billy Graham. Istnieje także ołtarz rodzinny, małżeński. O ileż to spraw należy się zatroszczyć, aby płonął na nim ogień Bożej miłości? Jakże często ludzie znajdujący się u kresu życia żałują, że nie poświęcili więcej czasu i serca swoim najbliższym. Przypomina mi się napomnienie Apostoła: Przeto, póki czas mamy, dobrze czyńmy wszystkim, a najwięcej domownikom wiary (Gal 6,10).

A sprawy społeczne, zawodowe, zborowe? Czy wszystko jest w takim porządku, że możemy stanąć przed Nim bez bojaźni?

Pewien bliski mi kaznodzieja głosił kiedyś kazanie ha temat: "Przygotuj się na spotkanie twojego Boga" (Am 4,12) Podczas głoszenia odczuł, że kieruje to Słowo właściwie do jednej tylko osoby, pewnej siostry w średnim wieku, i zrozumiał, że w ten sposób Bóg przygotowuję ją na śmierć. Nie mógł powstrzymać się od łez, które towarzyszyły dalszemu głoszeniu. Od tej też chwili otoczył tę kobietę szczególną opieką duszpasterską. Była to wdowa dopiero od kilku lat znająca Chrystusa jako swego Pana, ciężko zraniona przez życie, rozżalona na ludzi. Po kilku miesiącach nagle znalazła się w szpitalu, gdzie zmarła po dwóch tygodniach. Opiekowała się nią wtedy jej rodzona siostra, odwiedzał duszpasterz. Chora cierpiała niewymowne męki, ponieważ był to rak narządów wewnętrznych. Ale w pokoju szpitalnym była świadectwem żywej wiary w Chrystusa. Jej pewność zbawienia, zaufanie Bogu, miłość do ludzi wzbudzała zdumienie innych chorych. Podczas wizyt duszpasterskich oni też chcieli słuchać tego, co słuchała ta siostra - fragmentów Pisma Świętego, uczestniczyli w modlitwach. Widząc to wszystko, jej siostra także doprowadziła do porządku swe życie, pojednała się z ludźmi, naprawiła wyrządzone krzywdy, Bóg przywrócił jej radość w Duchu Świętym. I dobrze, że nie zwlekała, bo za pół roku sama znalazła się w tym szpitalu i wkrótce też odeszła do wieczności.

Czasem potrzebny jest silny bodziec zachęcający człowieka do przygotowania się na wieczność. Hiskiaszowi w jego śmiertelnej chorobie Boży prorok przyniósł Słowo Pana: Uporządkuj swój dom, gdyż umrzesz, a nie będziesz żył. Sądzę, że darowanie mu piętnastu dalszych lat życia nie anulowało polecenia uporządkowania wszystkich swoich spraw.

Kazimierz Sosulski

Artykuł jest własnością redakcji Miesięcznika "Chrześcijanin".
Przedruk dla celów komercyjnych możliwy jest po uzyskaniu zgody redakcji oraz podaniu źródła.
Do początku strony